Na koncert I Am Giant wybrałam się trochę z przypadku, choć zawsze bardzo szanowałam ten zespół. Rotująca grupa Nowozelandczyków to dobrze wyprodukowany i nienagannie zagrany współczesny rock z godnymi uwagi kompozycjami. Na pewno nie jest zespołem, który z aktualnym dorobkiem zapełniłby stadiony, ale widzę w nich potencjał na kolejne Foo Fighters. Do tego członkowie tej grupy to bezpretensjonalni, „zwyczajni” muzycy, którym nie siedzi w głowie gwiazdorzenie. Dzisiaj? Rzadkość. Profil zespołu obserwowany jest na Instagramie przez zaledwie nieco ponad 2 tysiące osób, więc – patrząc na sprawę z perspektywy dzisiejszych czasów – tak zwana „bieda”. Przed sierpniowym koncertem w warszawskiej Hydrozagadce członków zespołu można było spotkać wśród bywalców klubu, a nawet… na scenie w roli technicznych.
Za bilet zapłaciłam 50 złotych. Nie wiem jak, u licha, za tę kasę zespół miałby sfinansować ekipę profesjonalnych technicznych, menedżera, życie w trasie, człowieka od merchu i jeszcze zarobić. To przy okazji dobra okazja, by nadmienić, jak ważne jest kupowanie biletów na koncerty, zwłąszcza w czasach, kiedy prawie nikt nie kupuje już płyt, a Spotify czy Itunes to przecież cała osobna historia.
I Am Giant zapewnili garstce fanów (na moje oko było ich kilkudziestu (!) ) ponad godzinę przyjemnego dla ucha i oka koncertu, bo panowie naprawdę wchodzą w muzykę jak w masło, a ona w nich, co daje fantastyczny efekt na scenie.
Niestety, zespół w tej formie zobaczyłam podobno po raz ostatni, przynajmniej na dłuższy czas. I choć wokalista zapewniał ze sceny, że jeszcze się z nami zobaczy, fani wiedzieli, że koncert w Hydrozagadce był pożegnalny. Trasa promująca album Life in Captivity jest ostatnią w 10-letniej karierze zespołu.
„Ta rzecz, którą zwą rock’n’rollem, to była dla nas świetna podróż” – napisał na swoim profilu Shelton Woolright, perkusista zespołu. Oficjalną przyczyną zakończenia działalności I Am Giant jest fakt, iż każdy z trzech muzyków mieszka w innym kraju, jednak wiemy, że gdyby zespół zapełniał stadiony, nie musiałby martwić się o tę kwestię. Dlaczego tak fantastyczna kapela, z wybitnie jak na dzisiejsze czasy zgraną sekcją rytmiczną i potencjalnymi hitami, musi grać w miejscach przypominających bardziej wiejskie domy kultury (i nie mam tu na myśli Hydrozagadki, którą uwielbiam) i ostatecznie kończyć karierę?
Muszę przyznać, że widok tej małej grupki fanów i chłopaków samych dźwigających swoje graty na scenę, a potem podnoszących polską flagę i żegnających się z nami wprawił mnie w mocno depresyjny nastrój i połowę koncertu zwyczajnie przepłakałam. Przepłakałam, bo tak naprawdę koniec kariery I Am Giant to pewien smutny symbol dzisiejszych, trudnych dla rock’n’rolla ale i w ogóle dla muzyki czasów.
Nie pozwalajmy na to, żeby dobrzy muzycy musieli znikać. Chodźmy na koncerty, płaćmy za bilety, zwracajmy uwagę na to, w co klikamy, czemu dajemy przyzwolenie na sukces. Bo może się okazać, że w ten sposób ocalimy od zapomnienia kilku wartościowych artystów.
Can I simply just say what a comfort to find somebody who genuinely knows what they are discussing online.
You certainly realize how to bring an issue to light and make it important.
A lot more people need to check this out and understand this side of the story.
I can’t believe you’re not more popular given that you certainly have the gift. http://Gasgrills.biz/viking-outdoor-30-inch-gravity-feed-charcoal-smoker/